18 czerwiec 2013

Opowieść

Autor: elkaone. Kategorie: Moje wiersze .

Ach, wszyscy grali
dopóki nie wyjechali.*

Pierwsza była Iłana z pszennymi warkoczami
i trochę zbyt wypukłymi bladoniebieskimi
oczami krótkowidza. Listy przychodziły krótko,
a adres zwrotny nie był dobrze widziany.

Druga była Faina czarna jak noc. Krew i mleko,
ale ona wyjechała tylko do Warszawy,
w każdym razie wtedy.

Byli jeszcze Fredek, Alek, Rysiek z Inką,
no i paru znajomych taty. Potem okazało się,
że było ich więcej, sprytnie ukrytych
w swojskich brzmieniach. Potem, to znaczy
jakieś piętnaście lat później.

Olek leczy szwedzkie zwariowane głowy.
Alek śpiewa pod scenicznym pseudonimem,
Skurczona Inka grasejuje jak matka.

Ryśka już nie ma. Kochanowie odpłynęli
statkiem z dziećmi i fortepianem.
Mirek i Andrzej  grają nadal.
Na wszelki wypadek piano.

 

* Piotr Sommer

Komentarze (2)

marek kołodziejski:

18 cze 2013 o 20:26.

To były okropne czasy i trzeba o tym pamiętać! Smutna ta Twoja lista, rozwija się i rozwija, i końca nie widać. A na końcu jest tych dwóch, co wciąż mieszkają w szafie. I to jest w tym wierszu najstraszniejsze i nie da się zapomnieć, bo oni wciąż w tej szafie szeptem wyliczają, kto musiał wyjechać, i może się cieszą, że im się udało?

elkaone:

18 cze 2013 o 20:33.

Smutna. Ale – jak słusznie piszesz – najstraszniejszy jest los tych, co dotąd nie wyszli z szafy. I – zważywszy okoliczności – nic nie wskazuje na to, że będzie im łatwo wyjść.

Zostaw komentarz

Kategorie

Linki poetyckie

Ludzie i miejsca

Archiwa