2 wrzesień 2009

Albina

Autor: elkaone. Kategorie: Galeria; Moja proza .

Radosny seks – to było to, co tak bardzo lubiła. Kiedy oglądała czasem w kinie te śmieszne ruchy uprawiane z takim namaszczeniem, naśladowane przez ponuro-namiętnych kochanków,  z trudem powstrzymywała śmiech. Wydawali się jej tacy sztuczni, upozowani, nadęci. W najbardziej wzruszających momentach, podczas których panie i kuchty równo chlipały, wycierając oczy i nosy, zależnie od statusu – w batystową chusteczkę lub w rękaw, chichotała, wzbudzając powszechną konsternację i oburzenie.
Utraciła z tego powodu parę szans na korzystne zamążpójście – jej  rozbawienie odczytywano jako nieczułość, w spojrzeniach wycofujących się rakiem absztyfikantów czaiło się podejrzenie o rozwiązłość. Nie bez racji, choć chwilowo była to rozwiązłość jedynie potencjalna.
Do momentu, kiedy spotkała Ralfa. Z początku jego imię ją zmroziło; brzmiało dokładnie tak, jak imiona tych wszystkich ckliwych amantów filmowych. Szybko jednak odkryła, że zdecydowanie do niego nie przystaje – ani do jego zaokrąglonej, przysadzistej sylwetki, na której marszczyła się każda marynarka, ani do  wpadającego na uszy melonika, przedmiotu powszechnych kpin. Nie zacierała tego wrażenia nawet fajka, w założeniu mająca z niego zrobić angielskiego gentlemana; wyglądała w jego ustach (a właściwie zębach, w których trzymał ustnik), jak noworoczna zwinięta trąbka – tylko  patrzeć, a rozwinie się w język kameleona.
Widać było, że krągła sylwetka Albiny od pierwszego spojrzenia wpadła mu w oko; w pożądliwych spojrzeniach kryła się iskierka rozbawienia. Parę razy wybrali się do kina i z ogromniejącą z chwili na chwilę satysfakcją zauważali, że bawi ich to samo, reagują na wszystko żywiołowo i głośno. Na spacerach pokazywali sobie raczej wzbudzające śmiech scenki rodzajowe, niż bzy i zachody słońca. W końcu Albina doszła do wniosku, że już pora zaprosić Ralfa do siebie.
I kiedy po obowiązkowej herbacie wzmocnionej rumem, odsuwając od siebie nudny obowiązek dbałości o koronkową serwetę, zległa na szezlongu, oczy jej się śmiały. Ralfa nie trzeba było zachęcać. Odwróciwszy się czym prędzej na krześle, ujął jej dłoń z takim błyskiem w oczach, że już wiedziała; to będzie to!
A potem śmiali się, śmiali, śmiali.

2.09.2009

Zostaw komentarz

Kategorie

Linki poetyckie

Ludzie i miejsca

Archiwa