26 styczeń 2008
Delft
Autor: elkaone. Kategorie: Moje wiersze; Wiersze poważne .
Miasto spłakane, choć to już nie Belgia,
ani nie wtorek. Wchodzę do gospody
trochę nieśmiało. Czym prędzej wdrapuję
się na pięterko i pochylam głowę –
sama już nie wiem – z pokory czy strachu,
że ją rozbiję o niską powałę.
Siadam przy stole ? wzorzysta serweta
gruba jak dywan, lekko wypłowiała,
pozwala wierzyć, że on na niej jadał
albo serwował gościom kufle Grolscha,
a Kriek małżonkom. Po co mu gospoda?
A dzisiaj można wyżyć z samej sztuki?
Zamawiam małże. Przyciężka kelnerka
w długiej spódnicy, jak wycięta z ramy,
zachwala świeżość, przynosi pospiesznie
jakby w obawie, że patron ją zgani,
że się nie stara. I zaraz nalewa
do kufli Stelli. Za oknem wciąż pada.
Już tylko chwila, a Schie się przeleje,
i łodzie wpłyną tu do nas z wizytą,
dziewczyna z perłą wysoko podkasze
sutą spódnicę, a jej przyjaciółka
niedoczytany list upuści w wodę.
Pora się żegnać. Zostawmy je same.
26.01.2008