27 wrzesień 2006
sestyna jesienna
Autor: elkaone. Kategorie: Moje wiersze; Wiersze poważne .
Zwiałabym stąd natychmiast, gdybym miała skrzydła,
tymczasem głupie ciało ciąży mi jak kamień,
znowu tu wegetuję, chociaż przyszła jesień.
Co mi zostaje? zakopię się w liście,
niech razem z nimi pokryje mnie pleśń.
Wyjrzę dopiero, gdy ją schowa śnieg
Wszystko jest białe, kiedy spadnie śnieg
i monotonne – przemarzają skrzydła,
a gdy się topi, znów wyłazi pleśń,
siną patyną przykrywa kamienie,
maluje siwym wzorem zgniłe liście,
które przetrwały jakimś cudem jesień.
Dlatego pełna jest tęsknoty jesień,
bo wie, że wkrótce wygoni ją śnieg,
zima na szybach namaluje liście,
podetnie słabe, rachityczne skrzydła,
jak bazyliszek obróci nas w kamień,
oczy nalotem powlecze nam pleśń.
Wszędzie króluje obcy zapach pleśni,
szare naloty wymazują jesień
zdobiąc liszajem porowaty kamień.
Niewiele lepiej dziś wygląda śnieg.
Już zapomniałam, czemu służą skrzydła
i że w wazonie stały rude liście
Próbuję wszystko to opisać w liście,
choć w kałamarzu też czai się pleśń,
więc wena chyba nie rozwinie skrzydeł,
na których miałam odlecieć jesienią.
Podarte wiersze sypią się jak śnieg,
a senna głowa znów ciąży jak kamień.
Z ust wciąż się sypią słowa jak kamienie.
Nie chciałbyś czytać takich w żadnym liście,
jeśli chcesz wspomnieć niegdysiejsze śniegi,
odkleić z oczu nienawistną pleśń
i wzrok wyostrzyć na przyjście jesieni –
kolejnej szansy na silniejsze skrzydła.
Gdy ktoś połamie ci skrzydła kamieniem
cóż ci zostaje – znów jesienią liście
i znów – da capo – zima, pleśń i śnieg.
27.09.2006