15 luty 2005
Irena
Autor: elkaone. Kategorie: Galeria; Moja proza .
To było wyjątkowe lato. Lato przemiany z poczwarki w motyla. Jeszcze jary Sopot kusił w chłodniejsze wieczory opiętymi na zgrabnych pośladkach elastycznymi spodniami w całej gamie kolorów. Jakże zazdrościłam tym elegantkom, jak zazdrościły im wszystkie kobiety i dziewczęta, których nie spotkało szczęście posiadania bonów albo rodziny za granicą!
To były jednak tylko wieczory. Całe dnie spędzałam na plaży, wygrzewając się w słońcu, jak młody kociak, mrużąc rozkosznie oczy i mrucząc z zadowolenia. A moje młode, nastoletnie ciało w cudownie żółtym kostiumie kąpielowym nabierało coraz bardziej orientalnego wyglądu. Zauważałam jakieś dziwne spojrzenia, rzucane na mnie przez mężczyzn; nie umiałam się zdecydować, czy w ich oczach widzę uznanie, czy przyganę. Na wszelki wypadek sprawdzałam, czy nic się nie urwało, ale nie – wszystko było w porządku.
Kostium zawdzięczałam JEJ. Irena była kimś wyjątkowym. Podróżowała po całym świecie wtedy, gdy nikomu u nas się o tym nie śniło. W jej opowieściach padały obco brzmiące słowa, które na równi kusiły, co lekko przerażały: Angkorwat, Sajgon, Kambodża, Pekin, Bombaj. Trudno było sobie wyobrazić, że ktoś NAPRAWDĘ mógł tam być i wrócić.
Ona wróciła, ale wróciła za późno. Brylowała w towarzystwie, śmiała się, opowiadała dowcipy, cytowała literaturę, którą się profesjonalnie i z miłością zajmowała, świetnie grała w brydża, wciąż otoczona wianuszkiem mężczyzn. Miała w sobie to coś, co kazało im zapomnieć o jej fatalnym profilu, zbyt krótkich nogach, przysadzistej sylwetce.
Tego dnia rozśpiewałam się na pustawej plaży; już wtedy lubiłam śpiewać bardziej od niemal wszystkiego na świecie. Śpiewałam modny wówczas przebój:
?Nie oczekuję dziś nikogo, dzień dobry już nie powiesz mi, jednak powstrzymać się nie mogę, by nie spoglądać w stronę drzwi. I każdy przykrym jest natrętem, kto chce twe miejsce zająć dziś, każdemu mówię, że zajęte, jakbyś za chwilę miał tu przyjść.?
Szczęśliwa i rozśpiewana zobaczyłam, że mama daje mi jakieś dziwne znaki, chyba żebym przestała. Nie wiedziałam dlaczego i nadal nie rozumiałam, czemu Irena zamilkła, a po jej policzkach spływają łzy. Płynęły jakoś całkiem autonomicznie; jakby nie miały z nią nic wspólnego, jakby jej nie dotyczyły. Szybko na powrót weszła w swoją rolę.
Mama wytłumaczyła mi potem, że Irena wojażowała zbyt długo, a jej przystojny mąż zamiast kartek z dalekiego świata wybrał miejscowe pierogi.
15 lutego 2005